To jest coś na kształt paszy, albo duszonych jarzyn w sosie własnym, ale nazywam ją zupką i koniec.
Skład:
– pełne dłonie cieciorki namoczonej na noc
– jedna duża marchew pokrojona
– jedna duża cebula pokrojona drobno
– kawałek dyni, taki circa about 200 deko, tez pokrojony w kosteczkę
– dwa duże ziemniaki w kosteczkę
– dużo przypraw – gałka muszkatołowa, imbir, ostra papryka (dodałam też mały – skrawek pokrojonej drobno papryki – bardziej dla urody),
– ciutę soli na czubku noża
– łyżka kaszy jaglanej
– woda
– na końcu dodałam odrobinę oliwy z oliwek, ale tak z jedną łyżeczkę
gotowałam, aż się było dobrze miękkie
– też na końcu – dodałam pokrojonej drobno zielonej cebulki, żeby było wiosennie
Lekko podziamdziałam czymś takim do rozbijania ziemniaków, żeby „gęstutka” się zrobiła, część ziemniaków i dyni się rozbiła.
I koniec.
Było takie lekko słodkawe z powodu dyni, cebuli i marchewki i mocno ostre z powodu przypraw, gęste i bardzo pożywne, na trzy duże miseczki, ładnie pachniało, bo dynia ma w sobie urok osobisty i wdzięk niepospolity.
Zero sztuczności, zero tłuszczu (nie licząc tej odrobiny oliwy), ogólnie masa białka – cieciorka, minerałki i odrobina białka w jarzynkach, a wszyscy poczęstowani byli wniebowzięci, ja na czymś takim mogę po prostu żyć.
😀