„Nietwarożek”

Na grzaneczce spoczywa tofu zmiksowane z potężną ilością koperku, bazylii, z odrobiną soku z cytryny, oleju rzepakowego, mleka sojowego, garstką posiekanego szczypiorku, szczyptą granulowanego czosnku, pieprzu i soli.

Nietwarożek też może 😉

20190523_085900

Obiad

Jak widać na zdjęciu zgodnie leżą sobie na talerzu:

        Kasza gryczana (podgrzana i lekko przypalona)
        Kalafior (gotowany na parze)
        Ćwiartka awokado
        Pół dużego pomidora
        Kilka trawek dymki
        Pół kostki naturalnego tofu polsoji

Wszystko potraktowane czarną solą i cytrynowym pieprzem. To mój obiad resztkowy 😉

2016-06-19 13.07.33

Jego Wysokość Wiosenny Szejk

Poranny pożytek z zieleniny: sałata albo liście rzodkiewki, banan, mleko sojowe (ew. izolat białka), zmielone siemię lniane (lub całe, jeśli ktoś ma super blender który zrobi z niego zupę). Zmiksowane i okraszone jagodami, akurat to nie jest niezbędne… ot, kaprys łasucha.
Bardzo lekkie, ale pożywne. pierwsze śniadanko. Zamiast kawy 😉

W cyfrach wygląda to tak w gramach:
– banan 137
– zielenina 172
– siemię lniane 20
– izolat białka sojowego 20
– na koniec 33 g jagódek dla urody i smaku

W kaloriach – 340 kcal (Cronometer policzył), więc całkiem nieźle jak na początek dnia.

Osobliwie dobrze wygląda w czarnym kubku 😉

szejk

Dobrze jest

Robię sobie dobrze, totalnie. Na zdjęciach wszystko widać, szczegóły poniżej.

Na zdjęciu naleśnik z mąki gryczanej, owsianej i izolatu białka sojowego, sałaty, pomidorki, rukola, oliwki, cebula, awokado, pasta z ciecierzycy.

Na zdjęciu naleśnik z mąki gryczanej, owsianej i izolatu białka sojowego, sałaty, pomidorki, rukola, oliwki, cebula, awokado, pasta z ciecierzycy.

 

Dodałam odrobinę keczupu. Innym razem dałam musztardy.

Dodałam odrobinę keczupu. Innym razem dałam musztardy.

Potem kunsztownie zawijam, na wierzchu folią, co by nie ciekło.

Sorry, że tak powiem

Wpis jest opublikowany publicznie na profilu – Jacek Kusz
Musiałam go skopiować i tu umieścić, bo jest w swojej kwintesencji jak bolesny i prawdziwy – gorzka pigułka na zdrowie, ale „tylko prawda nas wyzwoli”.

Wyborcze hasło: „aby w Polsce żyło się godnie”. Ale co to znaczy godnie? Czy polski typowy burak, gdy już będzie dobrze zarabiał to jego życie będzie godne? Przecież jesteśmy narodem tłuków i wieśniaków, nie wiemy nic o niczym, a już najmniej o przyrodzie naszego kraju. Np. nie rozróżniamy lasu od plantacji. Zmysł estetyczny mamy na poziomie śmietnikowym. Potrafiliśmy zajebać bilbordami i kostką bauma cały kraj. W galeriach handlowych odpoczywamy. Boimy się drzew liściastych, wolimy tuje. Jemy śmieci i wyrzucamy plastiki w krzaki. Pijemy napoje energetyczne. Jesteśmy macho, gadamy źle o drugiej płci, narzekamy na Żydów, pedałów i ekologów. Reklamy dla debili na nas działają. Lubimy budować stadiony i małym rzekom betonować brzegi. Budujemy się też na terenach zalewowych i zalewa nas. Stare poniemieckie elewacje gładzimy i malujemy na jasno, a dachówkę lubimy na wysoki połysk, żeby nie było, żeśmy wieśniaki. Śmierdzimy już od rana. Naszą religią jest konsumpcjonizm. Jesteśmy obżarci, otyli i chorzy. Zapierdalamy autem przez leśne drogi i choćbyśmy przejechali milion ptaków i jeży, to nie zwolnimy dopóki się na drzewie nie zatrzymamy ale i wtedy będziemy winić drzewo. Na razie nie będzie żadnego godnego życia.

Co z jemiołą?

Tu wszystko jest – jemioła jest lecznicza, nie cała co prawda ale to co zawieszamy pod sufitem na pewno. Ponieważ na stronie źródłowej roi się od agresywnych reklam i źle się czyta, co najważniejsze skopiowałam i umieściłam tu:

Właściwości lecznicze mają liście oraz gałązki. Uważać natomiast należy na to, co wiele osób uważa za najładniejsze, czyli na owoce przypominające białe jagody. Są one trujące. Jemioła zawiera m.in. kwasy organiczne, trójterpeny, glikozydy, flawonoidy, glikoproteiny.

Działa korzystnie na pracę serca i całego układu sercowo-naczyniowego, obniża poziom cholesterolu, działa moczopędnie i uspokajająco, poprawia odporność. Jemiołę stosuje się, by przeciwdziałać przykrym objawom towarzyszącym menopauzie (uderzeniom gorąca, kołataniu serca, nadmiernej drażliwości).

Jemiołę (liście i gałązki) można zbierać od października do kwietnia. Roślinę należy suszyć w temperaturze pokojowej (nie powinna przekraczać 25 stopni C) i przechowywać w suchym miejscu zawiniętą w papier.

W formie herbatki: przygotowujemy ją zalewając łyżeczkę jemioły szklanką zimnej wody. Następnie odstawiamy do naciągnięcia na całą noc, rano podgrzewamy, odcedzamy i pijemy.
Preparaty z jemioły można kupić w aptekach i sklepach zielarskich. Polecane są m.in. herbaty, nalewki na bazie alkoholu oraz maści do stosowania zewnętrznego.

Okazuje się, że kąpiel z dodatkiem tego ziela pomaga oczyścić skórę, a przy okazji świetnie uspokaja i relaksuje. 4 łyżki jemioły należy zalać dwoma litrami wody i doprowadzić do wrzenia (pod przykryciem). Następnie wlewamy wszystko do wanny z ciepłą wodą. Kąpieli z jemiołą nie należy zażywać częściej niż dwa razy w tygodniu.

Trzeba pamiętać, że działanie jemioły może być intensywne, dlatego zanim zaczniemy ją wykorzystywać, lepiej skonsultować się z lekarzem. Zwłaszcza, że u niektórych osób może wywołać skutki uboczne, m.in. kolki, bóle brzucha i wymioty.
Nie mogą jej stosować dzieci, kobiety w ciąży i karmiące, osoby z niskim ciśnieniem oraz uczulone na zawarte w niej substancje.

A tu podaję źródełko wiedzy znacznie ciekawsze niż moje: http://rozanski.li/?p=390

Jak zrobić wielkie świąteczne porządki wydając na środki czystości zaledwie 2 złocisze?

Bardzo ciekawy wpis odnaleziony przypadkiem w trakcie netowych wędrówek na ciekawej stronie.

(…) Czy można jednak zrobić wielkie świąteczne porządki niemalże bezkosztowo? Jak najbardziej można i dzisiaj powiem Wam jak to zrobić, aby nie musieć wydawać pieniędzy na masę zawierających syntetyczne chemikalia konwencjonalnych środków do czyszczenia tego czy owamtego. Ani przy okazji świąt ani poza świętami. Sposób jest bajecznie prosty i jak zwykle z pomocą przyjdzie nam Matka Natura, która stworzy dla nas jeden uniwersalny enzymatyczny środek. Należy jedynie przetworzyć to co zazwyczaj wyrzucamy jako niepotrzebne do śmietnika, nie zdając sobie sprawy ze skarbów jakich właśnie się pozbywamy. :)

O co chodzi? O skórki po wyciśniętych (lub zjedzonych) cytrusach. Ponieważ akurat mamy na cytrusy sezon, zróbmy z nich pożyteczne, skuteczne i całkowicie ekologiczne domowe środki czystości, zamiast wyrzucać drogocenny surowiec do kosza.

Możemy upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu dysponując ilością już zaledwie 30 deko skórek po cytrynach lub pomarańczach i zrobić z tego dwa enzymatyczne preparaty:

1. uniwersalny płyn do zmywania i dezynfekcji wszelkich przedmiotów jak i kuchennych i łazienkowych powierzchni oraz
2. pastę do sanitariatów (zlewy, wanny, umywalki).

Składniki:
Będziemy  potrzebować na 1 porcję:
– 30 deko pustych skórek po wyciśniętych cytrusach
– 10 deko brązowego cukru
– litr wody zwykłej z kranu
– 1,5-2 szklanki sody oczyszczonej (kup kilogramową pakę na Allegro albo w sklepie  z odczynnikami chemicznymi za ok. 5-6 zł/kg)
– łyżka soli (najzwyklejszej, najtańszej)
– ew. kilka kropelek ulubionego olejku eterycznego (cytrusy, zielona herbata itd.)
– mikser
– butelka 1,5 l np. po wodzie mineralnej lub jakikolwiek inny pojemnik z zakrętką np. słoik
– pusty pojemnik po lodach (czy wiaderko po śledziach, obojętnie byle zamykane)
– butelka typu spray (np. po płynie do szyb)
(…)

Trochę skomplikowane, ale jak wszystko, tylko pierwszy raz. Potem idzie jak po maśle.
Wszystko jest tu: http://www.akademiawitalnosci.pl/

Kapusta stożkowata z czerwonymi liśćmi

Czerwona kapusta stożkowa – najnowsze moje odkrycie.

Wyjątkowo delikatna i chrupiąca. Narobiło się tych dobrych rzeczy w sklepach, aż miło kupować i testować. Podgotowałam ją delikatnie w niewielkiej ilości wody, dodałam starte jabłuszko i sok z limonki, sól i pieprz. Obok kasza gryczana, tempeh duszony z cebulką, pomidorek z octem balsamicznym, kilka kawałków awokado, nieco świeżutkiego pysznego hummusu i parę strzępków koperku. Obiadek dokładnie w stylu mojego córciaszka. Hummus tym razem mocno czosnkowy, najwyraźniej reaguję indywidualnie na jesienno zimowy okres przeziębieniowy. Ostatnio często chodzę naczosnkowana na pół kilometra 😀

obiad

Czerwona kapusta

Skład sałatki:
– ugotowana mała czerwona kapusta
– topinambur, 5 szt
– pół cebuli
– jedno cale jabłko
– dużo rzeżuchy
– sok z połowy cytryny
– filiżanka ugotowanej fasolki mung
Sałatka z czerwonej kapustki zawsze mnie urzeka kolorystycznie, to co się z nią dzieje po zetknięciu z cytrynką ekscytuje mnie tak samo teraz, jak wtedy kiedy miałam 5 latek 😀

Obok podpłomyk, był wyjątkowej delikatności, jak puch. Zrobiłam go z nieudanej pasty do chleba (zmiksowane: fasolka mung + płatki drożdżowe + złoty len + czosnek + cebula + przyprawy). Niby fajnie wyszła, ale jakoś mi nie schodziła i istniało prawdopodobieństwo, że się zepsuje, poza tym było jej dużo, więc obtoczyłam w mące orkiszowej, potraktowałam lekko wałkiem i sruuu na patelnię. To dobry pomysł na wszystkie zalegające w lodówce nieskonsumowane produkcje.
Jak widać z powyższego ugotowałam poprzedniego dnia dużo fasolki mung, zawsze tak mam z tą fasolką, że jej ilość mnie przerasta. Ciekawe bo jasia nigdy nie mam za dużo. Taka moja uroda najwyraźniej 🙂DSC02503

Tapioka

Jak już kiedyś wspomniałam zostałam zarzucona różnymi frykasami z kuchni której posiadacze wyjechali daleeeeko. W ten oto sposób znalazły się w mojej kuchni produkty, które rzadko w niej bywają: przeciery pomidorowe, makaron spaghetti, pomidory w puszce, mąka pszenna, razowa pszenna, łuskany sezam, przyprawa do piernika (i grzańca sobie zrobiłam pewnego chłodnego wieczoru) oraz tapioka.

Makaron jadłam przez tydzień z wielką uciechą razem z fasolką w sosie pomidorowym i pomidorami z puszki. O tej porze roku na ogół nie jadam pomidorów ani surowych, ani z puszki, a tu taka niespodzianka. Mąka pszenna czeka na swój dzień, wtedy zrobię z niej naleśniki.

A tapioka mnie zauroczyła. Wygląda jak malutkie kulki silikonowe do wypełniania puf. Myślałam, że to będzie coś jak ryżyk, albo kuskus, ale nie, po ugotowaniu zamieniło się to w białą galaretowatą ikrę pozbawiona zapachu i smaku. Zatem uroczyście zrobiłam sobie dzisiaj na śniadanie deser z tapioki. Po prostu dodałam ją do zielonego szejka. I muszę powiedzieć, że bardzo się nasyciłam, po prostu padłam po tej galaretce z bananami.

Oprócz tego, co na zdjęciu dodałam też jedno jabłko (z ogryzkiem oczywiście) i wodę.

Oprócz tego, co na zdjęciu (melasa karobowa, banan, pietruszka, zmielony niełuskany sezam i złoty len) dodałam też jedno jabłko (z ogryzkiem oczywiście) i wodę.

Do zmiksowanych składników dodałam na końcu tapiokę, zachowując jej kulkowatą strukturkę, posypałam kurkuma z miłości do jej blasku. Powiem tak - zabawnie sie te kulki toczyły po podniebieniu i języku.

Do zmiksowanych składników dodałam na końcu tapiokę, nie zmiksowałam jej na dużych obrotach aby zachować jej kulkowatą strukturę, posypałam kurkumą z miłości do jej blasku. Powiem tak – zabawnie się te kulki toczyły po podniebieniu i języku. A sycące jest to niezwykle –  w końcu to spora garść węglowodanów.

Chyba tę tapiokę polubię bardziej. Tu jest o niej więcej: http://www.niam.pl/pl/produkty/2411-tapioka

 

 

Ulubiona pasza, ulubiona szama :)

Ulubiona sałatka: pomidor, cebula, ziemniak, kalafior, sok z cytryny, koperek, odrobina oliwy, przyprawy (sól, pieprz, czosnek, bazylia itp), Można dodać kalafior albo drobną ugotowaną fasolkę, albo szczypiorek. Wariantów jest tyle, ile warzyw w sklepie. Robi u mnie za podstawowy posiłek. Potrafię wrzucić w siebie wielką michę tej dobrości. Można ją jeść z pojemnika będąc poza domem. Jest równie dobra na ciepło jak i na zimno.

DSC01787

Ognista zupka z bobu

Ugotowałam :)

Ugotowałam 🙂

Zmiksowałam na gładki krem: ugotowany i obrany bób, ugotowaną marchew, natkę pietruszki, surową cebulę, przyprawy: imbir, cynamon, kurkuma, mielone goździki, gałka muszkatołowa, pieprz

Zmiksowałam na gładki krem: ugotowany i obrany bób (moja kumpela młodego bobu nie obiera i żyje!), ugotowaną marchew, natkę pietruszki, surową cebulę, przyprawy: imbir, cynamon, kurkuma, papryka, mielone goździki, gałka muszkatołowa, pieprz

Udekorowane kiełkami słonecznika i natka pietruszki plus własna pita

Udekorowane kiełkami słonecznika i natką pietruszki plus własna pita

Choroba – dzisiaj nie będzie o weganizmie

To co mnie spotkało to rzadka przypadłość, ale zdarza się. Poznałam kogoś, kto miał to na wnętrzach dłoni i był na operacji, po czym miał paskudny nawrót. Ta choroba na rękach powoduje przykurcze i właściwie zabiera ręce, bez stóp ciężko, ale bez dłoni jeszcze gorzej Pod linkiem jest o tej chorobie. Często ten typ zdarza się we wnętrzu organizmu, w otrzewnej itd, moja rzecz jest stosunkowo rzadka: Włókniakowatość naciekowa (fibroma desmoides) w materiale III Katedry i Kliniki Chirurgii AM w Poznaniu „∙ włókniakowatość powierzchniowa (fascial fibromatosis) np. przykurcz Dupuytrena, choroba Peyrona, choroba Ledderhosa„; moja choroba to ta ostatnia (Ledderhose). W UK jest Stowarzyszenie chorych na Dupuytrena, znalazłam całe fora i blogi poświęcone tym schorzeniom. Ale angielskojęzyczne. Po polsku zero. Serio – bardzo mi pomogło przeczytanie o losach innych chorych, co prawda doła miałam potem jak Rów Mariański, ale przynajmniej zaczęłam myśleć o tym bardziej konstruktywnie, lepsza zła informacja od żadnej. Lekarze niestety unikali szczegółowego informowania mnie na ten temat, ale oni.. cóż.. bez komentarza.. dobrze że przynajmniej dwóch z nich odwodziło mnie do chęci zoperowania się, uprzedzali o nawrotach – „uprzedzam, że operacja nie daje żadnej gwarancji„.

Włókniaki na lewej podeszwie, na  rozcięgnie, pod skórą

Włókniaki na lewej podeszwie, na rozcięgnie, pod skórą

Prawa podeszwa, oba zdjęcia dokumentują stan z marca 2013.

Prawa podeszwa, oba zdjęcia dokumentują stan z marca 2013.

Niby drobiazg na tych zdjęciach, ale w ostrej fazie nie dało się chodzić. Rok przesiedziany w fotelu w beznadziei. Kupowanie butów z dobrą amortyzacją, bardzo miękkich, circa about 300 -500 za parę. To dało mi mocno ograniczoną możliwość poruszania się. Jesień 2012 podróże do znachorki specjalizującej się w ortopedycznych przypadłościach – nie pomogło. Luty i maj – po przeszukaniu zasobów Internetu i zorientowaniu się w charakterze tej choroby – na diecie dr Dąbrowskiej. Nie pomogło. Poza tymi miesiącami – zdrowa wegańska dieta. Nie pomogło. Zresztą nie wiem, być może stan zapalny wokół guzów byłby znacznie większy, gdyby nie ścisła przeciwzapalna dieta. 6 – 12 czerwca głodówka na wodzie. Pomogło. Ból i napięcie ustąpiły. W miejsce twardych kamieni  miękkie nieinwazyjne przy poruszaniu się gluty. Wkrótce następna głodówka. Kiedy weszłam w moją chorobę, miałam przekonanie, że to już na zawsze. Wszystkie dane medyczne, jak również historie chorujących, którzy umieścili je w necie, za tym przemawiały i w pewnym sensie to jest prawda: jestem chora. Proces, raz uruchomiony – jest. Gluty na podeszwach mam, tyle że jakimś cudem przestały boleć i rosnąć. Urwałam im jaja, mówiąc kolokwialnie. Walczyłam tak jak walczy człowiek, który wie że to wyrok, ale jeszcze wszystkimi siłami stara się zachować człowieczeństwo – z potrzeby zachowania godności i szacunku do siebie. Chciałam mieć poczucie, że zrobiłam dla siebie wszystko co tylko można. Wczoraj spędziłam kilka godzin w sklepach z córką, rzecz nie do pomyślenia przez ostatni rok! Więc … spotkałam chorobę w jej najgorszym wymiarze – ostateczną i nieodwołalną … mam ją, nieco ogranicza ruchomość stóp, ale ćwiczę i rozciągam rozcięgna, staram się przywrócić im siłę i sprawność… A teraz idę opisać moją chorobę, po polsku, dokładnie… potem zrobię angielskie tłumaczenie, umieszczę w necie, otaguję… potem poszukam blogów i stron, w których ludzie opisywali swoje problemy i zalinkuję moją opowieść, tyle mogę zrobić dla pokonujących tą chorobę. Zdrowia życzę wszystkim.. a w razie choroby siły, mądrości i oparcia w bliskich w walce o swoje zdrowie.

ps

Blog już jest, tu jest link – dla wszystkich niedoinformowanych, co by nie błądzili tak jak ja.

Parówki sojowe

W zasadzie nigdy nie kupuję, ale powiedziane jest – „nigdy nie mówi nigdy”.
Kupiłam.
Z musztardą.
Lubię musztardę i czasem usiłuję ją z czymś zjeść. Muszę się kiedyś nauczyć robić ją sama, bo zjedzenie słoiczka musztardy kupionej w sklepie nie najlepiej mi robi. Siłą woli powstrzymałam się przed zjedzeniem połowy widocznego na zdjęciu.
Na zdjęciu rejuvelac z buraka i odrobiny czosnku, placek upieczony bez oliwy (mąka owsiana, kukurydziana i odrobina ziemniaczanej) oraz parówki sojowe z musztardą. Mała dygresja żywieniowa. Placki zastępują mi chlebek i bułeczki.

parowki.jejuvelac.maca