Po kolei:
1. Spód – mielone daktyle i siemię lniane
2. Pierwsza warstwa – w środku krem z mleka sojowego i bananów zrobiony na gładką i gęstą masę w blenderze, w kremie usadowiły się kawałki ananasa.
3. Kolejna warstwa to ananas i winogrona bez pestek oblane słodziutką galaretką zrobioną z: agar z wodą w proporcji takiej jak przy robieniu galaretki z żelatyny + sok z limonki + kurkuma dla kolorku + cukier puder dla słodkości
4. Wierzch i boki otulone bitą śmietanką kokosową – mleko kokosowe z puszki ubite z cukrem pudrem. Uwaga – nie każde mleko się ubije, dodają świństwo, które to uniemożliwia. Jeśli mleko w puszce mocno gulgocze przy potrząsaniu – na bank ma w środku stabilizator (ew. stabilizer – jak zwał tak zwał, w różnych językach to różnie brzmi) i tego nie ubijesz, niestety. Ostatnio udało się nam to z mlekiem z Lidla. Wyglądało w tej puszce jak zważone, po odlaniu wody ze spodu zostało coś grudkowate i tłuste, idealne do ubijania. Ubiło się.
5. Ostatni ruch – obsypujemy wszystko ładnie i starannie pierzynką z wiórków kokosowych. (Jest wariant z gorzkiej czekolady ale nie pasował mi do ananasa i poprosiłam o wiórki)
Lekki, niezbyt słodki, pyszny. Na zdjęciach są po kolei od lewej – z galaretką, obsypany wiórkami, w prawie pełnym świeczkowym rynsztunku i ostatni spory kawałek gotowy do spożycia dla pokazania przekroju. Raz na rok można popełnić takie niedorosłe szaleństwo 😀
Autorką była moja córka i to był prezent na moje urodziny.
Jeśli chcecie mieć dobry happening i urodziny, których nigdy nie zapomnicie – polecam świeczki „magiczne”. Trzeba mieć obok naczynie z wodą i po problemie, wrażenia niezapomniane 😀